Załóżmy, że jest fajnie
Bo mam przyjaciół, na których mogę liczyć, a oni mogą liczyć na mnie. Bo mam pracę, w której nic nie robię, otaczają mnie fajni i mniej fajni ludzi i w dodatku jest z tego jakaś kasa. Bo studiuję, co daje mi jakiekolwiek perspektywy na przyszłość, choć fizyka dopiero stała się makabryczna. Bo imprezuję, choć nie do końca w studenckim stylu, ale wszystkiego mieć nie można. Bo mam swój pokój, choć z bratem wcale mi źle nie było. Bo gram w teatrze i czasem mogę odciąć się od rzeczywistości. Bo pije tymbarki i kapsle poprawiają mi humor.
Ale założenia mają to do siebie, że jeśli z podstawą jest coś nie tak, to całość pieprznie tak czy inaczej. Z tym moim „fajnie” też tak jest. Chybocze się na lewo i prawo. Mam niemały problem, muszę tym wszystkim tak balansować, by uniknąć upadku. I o dziwo, udaje mi się ta sztuka. Pytanie tylko, jak długo jeszcze?
P.S. Chciałem jeszcze napisać, że zdań nie zaczyna się od „bo” albo „ale”.