Szaleństwo Yerba Mate

Szaleństwo Yerba Mate

Wbrew pozorom, żeby napisać o moich wakacjach, powodem nie była ani herbata, ani też moja sąsiadka. Pomysł pojawił się rano. Właściwie wena, zew twórczy! Tylko będzie tak pobieżnie, bo jak miałbym pisać o szczegółach… bla, bla, bla.

No to wakacje zaczęły się w piątek (szok!). Tak sobie, nic ciekawego, choć wpisałem się na list do Pana prezydenta Rybnika i napisałem, że w szkole mamy kijową salę gimnastyczną, i że w ogóle nie fajnie, że gimnazjum i takie tam. Potem, hmm co było potem?

W poniedziałek o 15.13 przeżyłem coś niesamowitego. Wszedłem do autobusu i tam nie było osoby, którą miałem poznać. Dwie minuty później, do autobusu, weszła druga osoba, którą miałem poznać. Tego pamiętnego dnia o pamiętnej godzinie zaczęła się moja przygoda z Natalią i Marią, ale tą historię może na inny wpis zostawię, bo ciekawa!

Około godziny 20 tego samego dnia zaczął się sezon na wakacyjne imprezy. Były różne osiemnastki, domówki, inne dziwne zabawy. Wszystko to miało na celu wprawić człowieka w stan upojenia alkoholowego i poprawić humor. W zależności od dnia i mojego samopoczucia różnie to bywało – z żołądkiem i głową oczywiście.

Pewnego dnia skończyłem osiemnaście lat. Dostałem dużo sesemesów i nawet jednego dzień później, ale tylko 40 minut ;) Był Śliski, który szkołę u mnie na wsi ocieplał, były już wcześniej wspomniane panny z niesamowitym prezentem i równie niesamowitymi życzeniami i ogólnie nic się nie zmieniło. Bo co? Jestem stary i brzydki, i przez pierwsze parę dni nic tylko alkohol kupowałem. Czym tu się cieszyć? U rodziców i tak przesrane cały czas.

Tak sobie raz przesrałem, że musiałem z nimi na koniec świata jechać. Nic by w tym złego nie było, gdyby nie te wieczorne pogaduchy na temat dziewczyn, seksu, dojrzałości, studiach, pracy itp. Nie żebym coś miał do tego wszystkiego, ale nagle się im wspomniało, że trzeba by dziecko umoralniać. Dziwnie tak jakoś.

Gdy udało mi się już ich udobruchać, nie tak do końca, bo na Woodstock mnie nie puścili, mogłem jechać z już wspomnianymi kobietami oraz Nikodemem i Tomusiem do Żabnicy. Po dotarciu na miejsce okazało się, że to bardziej koniec świata, niż ten na którym byłem z rodzicami. Zabawa była przednia – szalona i w ogóle taka inna, w końcu co może robić banda nastolatków sama w domku w górach?

Potem przyszedł czas na myślenie. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Teraz znów się jakoś życie toczy. To jakieś wypady – to tu, to tam, to znów imprezka. I tak jakoś reszta wakacji zleci, miejmy nadzieję, że w końcu uda się nam zorganizować spotkanie starą klasą, bo Ci co mieszkają najdalej będą :)

Teraz prawie na sam koniec takie dwa motywy. Pierwszy – motyw kina. Dziś czwarty raz byłem w kinie w te wakacje, sporo tego jak dla mnie, poza tym dużo filmów w domu oglądam. Drugi – motyw prawa jazdy. Od początku lipca chodzę na kurs. Lubię to, bo facet, który prowadzi zajęcia ma do tego dystans i nieźle tłumaczy. I do tego humor poprawi. A i jazdy! Po trzech tygodniach zdecydowałem się umówić na jazdy – w poniedziałek 18 sierpnia radzę między 12 a 14 unikać terenów Skrzyszowa, Wodzisławia i Jastrzębia, bo to grozi śmiercią ;)

Podsumowując moje wakacyjne rozważania. O szczegółach mogę nie pisać, ale chętnie mogę o nich porozmawiać. Jeśli ktoś ma ochotę na rozmowę i filiżankę Yerba Mate (herbatka daje kopa i jest bardzo dobra) to zapraszam do mnie. Opis jak dojechać ze szczegółami mogę posłać na gg albo maila. Tylko dajcie znać prędzej, bo może mnie w domu nie być. Bawcie się, są wakacje :)

1 comment

  1. wojtek - 13/08/2008 22:40

    a ja powiem krótko:)
    RUSZ DUPĘ DO RYBNIKA:P
    .. powiedziałem:) pozdrawiam

    Odpowiedz

Reply to wojtek

Cancel reply